Recenzja filmu

Jak wywołałem byłą żonę (2020)
Edward Hall
Dan Stevens
Leslie Mann

Jak obejrzałem zbędną ramotkę

To jeszcze adaptacja torpedującego słowami klasyka angielskiej komedii czy już polska noc kabaretowa?
Jak obejrzałem zbędną ramotkę
Charles (Dan Stevens), mimo kryminalnych bestsellerów na koncie, cierpi na uwiąd twórczy. Wiadomo, samo wydanie książki nie zapełni stron kolejnej. Nie pomaga to, że małżonka z bezmiarem wolnego czasu (Isla Fisher) dyszy mu nad uchem, teść-zleceniodawca wciąż pyta o postępy, a wielokrotnie opróżnione kieliszki wołają o ponowne napełnienie. Czy to przypadek, że od śmierci pierwszej żony Charles nie napisał ani zdania? On sam tego nie przyzna, jednak gdy "w celach badawczych" zaprosi do domu damę ze smykałką do magii (Judi Dench), wyparte da o sobie znać: medium zostawi po sobie dziarskiego ducha Elwiry (Leslie Mann), zmarłej żony naszego pisarzyny. Popkultura uczy, że pisarska blokada miewa krwawe konsekwencje, lecz, jak się okaże, to alternatywa sympatyczniejsza niż zemsta zza grobu zazdrosnej muzy.

Perypetie częściowo żywego miłosnego trójkąta zrodziły się w głowie Noëla Cowarda, angielskiego dramaturga komediowego i regularnego współpracownika Davida Leana (reżysera "Lawrence’a z Arabii" czy "Mostu na rzece Kwai"). W 1945 roku, cztery lata po scenicznej premierze, obaj panowie zekranizowali zresztą sztukę stanowiącą podstawę premierowego filmu. Od tamtego momentu minęło prawie osiem dekad i aż chciałoby się przywołać sentencję o wielkich dziełach, których czas się nie ima, lecz nie tym razem. "Jak wywołałem byłą żonę" umknie Wam z głów, zanim powiecie Hokus marokus dostarcza złych pokus.

Dla nieznających oryginalnego tekstu Cowarda iście ezoteryczną zagadką pozostają motywacje reżyserującego całe przedsięwzięcie Edwarda Halla ("Durrellowie", "Downton Abbey"). Ponadczasowy dowcip? Raczej jego dalekie echa. Do ponoć iskrzących dialogów Cowarda wypadałoby najpierw przystawić scenopisarską zapalniczkę, żeby film odpalił drugi bieg. Tempo to niezbędny steryd dla farsy, tutaj natomiast linijki w rodzaju "Big Ben przestał dzwonić" użyte w funkcji opisu libido bohatera czy cały szereg frazeologicznych sucharów ("Żywego ducha!") nie wiedzieć czemu zapracowują sobie na osobne pauzy. To jeszcze adaptacja torpedującego słowami klasyka angielskiej komedii czy już polska noc kabaretowa?

Czyżby chodziło o aktualizację leciwego tekstu? Znowu pudło. "Jak wywołałem byłą żonę" brzdąka co prawda o mężczyznach przypisujących sobie zasługi kobiet, lecz dominuje tu raczej festiwal zwietrzałych farsowych gagów, na którym damsko-męska konfrontacja koniec końców potwierdza dawno zastane stereotypy. Z bezpretensjonalności (czytaj: z totalnego braku ciupkę poważniejszych zobowiązań) i niewychodzenia poza znany fabularny schemat twórcy uczynili sobie naczelną dewizę. Znamienne, że pojawiająca się na ekranie angielska klasa wyższa z 1937 r. wydaje się podobnie niezainteresowana czymkolwiek innym poza sobą. Ciekawsze są dla niej tylko marzenia o podbiciu Hollywood i wystawna posiadłość, w której dla śmiechu widowni można porozbijać o ściany i okna te czy inne przedmioty.

I owszem, scenografia i kostiumy niby pozwalają przenieść się do innej epoki, lecz zaledwie na pół gwizdka. Lądujemy bowiem w świecie ograniczonym sitcomową zasadą trzech ścian. Ludzie wchodzą i wychodzą z pozbawionych drugiego planu pomieszczeń, a bezwładne kadrowanie i mdłe szlagiery sączące się z patefonów wołają o bilet dla twórców na prywatny seans "Wielkiego Gatsby’ego" Baza Luhrmanna czy "Na noże" Riana Johnsona. Powiecie, że nie wypada wypominać twórcom znacznie mniejszego budżetu. To prawda, lecz kostiumowa wiekowość (z obyczajowymi konwencjami na czele) czy gatunkowe ograniczenia wcale nie muszą oznaczać śpiącej reżyserii.

Co z tego, że koniec końców mamy do czynienia z sympatyczną opowiastką z nie mniej sympatyczną, znaną i lubianą obsadą. Co z tego, że nie co dzień fantazja o erotycznym trójkącie łączy siły z niesentymentalną komedią o tęsknocie za ukochanymi zmarłymi. No właśnie, co z tego, skoro nawet historia z potencjałem w rękach nijakiego twórcy każe zaraz o sobie zapomnieć. Tak się kończy nieumiejętne wywoływanie duchów. Z nimi nie ma żartów!
1 10
Moja ocena:
4
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones